poniedziałek, 10 marca 2014

"...ale czy wróci to życie tym dzieciom , które odeszły w tak piękny słoneczny dzień jak np. dziś?..." - czyli wracamy do września 1958 roku

Czy można mówić o sprawiedliwości?
O jakiejkolwiek winie? A jeśli tak to kogo?
I Dlaczego warto pisać o czymś co zdarzyło się 56 lat temu?
Odpowiedź na to ostatnie pytanie jest prosta : Bo znajomi i rodzina ofiar nigdy nie zapomną- bez różnicy czy to zdarzyło się wczoraj czy kilkadziesiąt lat temu...
Wróćmy się do ferii 2012 roku. Młoda Adriana jedzie z dziadkiem do starostwa. Zawsze interesowała się Piłą więc nie odpuściłaby wizyty w tak ważnym dla powiatu pilskiego miejscu. Po wyczekaniu w długich kolejkach wsiedliśmy do auta.
-Widzisz to miejsce, tu był kiedyś wybuch, mogłoby już dziadka nie być- powiedział do mnie wyraźnie zasmucony.
Nie ciągnęłam tematu, nie wyczulam w nim niczego interesującego - jak widać, nie słusznie.
Przed Świętami Bożego Narodzenia podeszłam do mamy.
-Wiesz może coś o tym wybuchu?- zapytałam, ale mama wiedziała tylko tyle, że coś takiego miało miejsce.
Dziadek z babcią przyjechali po kilku dniach, poprosiłam go do pokoju i zamiast rozmawiania o jakiś "głupotach", zapytałam
- "Jak to było z tą tragedią?"
dziadek zaczął opowiadać, na początku pamiętał nie wiele, data, ilu ich było, wydarzenia- to nie była pustka , te informacje trzeba było odświeżyć.
Po 10 minutach rozmowy myślałam, że to już koniec. Straszna tragedia, ale nie niosła ona żadnej wielkiej tajemnicy. A jednak...
Wpisałam poszukiwaną frazę w Google- znalazłam - to była kwestia czasu bo wspomnienia wracały w szalonym tempie, z każdą chwilą, momentem , sekundą...
Pojawiły się znajome nazwiska, miejsca a przed oczami wyobraźni te twarze, które przecież jeszcze nie tak dawno się uśmiechały i bawiły  z nami. 
Po znalezieniu bardzo rzetelnego artykułu i po opowieściach dziadka wiedziałam, że jest to coś czym trzeba się zająć. najlepiej teraz, natychmiast.
Tegoroczne ferie. Piękny poranek, Słońce zdawało się być tak silne jak tamtego feralnego dnia...
Nasze nogi poniosły nas do Muzeum S. Staszica na wykład o najstarszym palnie miasta Piły z XIXw. Całą drogę z muzeum do miejsca tragedii przegadaliśmy aby magicznie choć na chwilę przenieść się w czasie i zobaczyć dawną Piłę. Kto by pomyślał, że obok obecnie wielkiego, pięknego hotelu znajdował się cmentarz? Sam fakt, że na miejscu hotelu Gromada był Kościół Św. Janów wiedzieliśmy od dawna bo jego ruiny pamiętają nawet moi rodzice, ale to, że obecne bloki mogą leżeć na cmentarzu....
Szliśmy powoli, jeszcze kilka miesięcy temu nie byłam pewna czy chcę być na miejscu w którym stało się coś takiego, nie możliwego do pojęcia w obecnych czasach. Jednak teraz już wiedziałam, że dobrze robię!
Stał tam mały sklepik "na schodkach" tak mówili na niego bardzo dawno temu , gdy dzieci maszerowały po mleko lub może tak jak Tadeusz Kuchcicki, któremu tata kazał jechać po te straszne papierosy, a potem pozwolił jeszcze pojechać pobawić się...
Dalej idąc zobaczyliśmy szkołę podstawową nr 5, w której uczyli się te młode, ciekawe życia dzieci. Szkoła obchodziła wtedy 60 lecie.
Byliśmy coraz bliżej. Podeszliśmy pod krzyż, który został postawiony na 40 rocznicę tego wydarzenia. Stoi on w innym miejscu, ale to na celu by więcej Pilan i turystów zwróciło na niego uwagę.
Człowiek stoi pod tym krzyżem i myśli.
Co czuli rodzice, dlaczego się nimi dobrze nie zajęli przecież zabawy nad rzeką mogły skończyć też utopieniem...
A ta jedenastka, uśmiechniętych dzieciaczków, które chciały zaspokoić swoją czystą, normalną, dziecięcą ciekawość musiała odejść, by już nigdy nie pójść do szkoły, by już nigdy nie spotkać się ze znajomymi, by już nigdy nie przytulic się i poczuć matczynej miłość. Nigdy... 
A co z milicją? Która miała być ciągle informowana o tym, że na dnie są takie a nie inne "pamiątki" z wojny?
Mówili, że je usuwają? A tu dzieci, które dobrze jeszcze nie poznały świata je znalazły i to sprawiło, że obecnie siedzę w ciepłym domu będąc bliska wieku Jerzego Raka i opisuję tą tragedię o której wielu z nas zapomniało, a jeszcze więcej nie wiedziało...
Można powiedzieć, że teraz Ten Tadeusz Kuchcicki , który zmarł na rękach ojca, a ten za to  odszedł kilka lat później na cmentarzu obok jego grobu- są szczęśliwi, że wreszcie są razem, tylko Tadeusz zdecydowanie za szybko się Tam znalazł i na pewno nie zasłużył na taką śmierć.
Przemieszczamy się na Aleję Niepodległości 44 i 46.
Aleja Niepodległości 44 -  dawny adres Państwa : Łosoś , Reif i Karpińskich.

Aleja Niepodległości 44 i 46 - dawny adres zamieszkania Państwa Łosoś, Reif , Karpiński , Osińskiich,, Abramowskich, Kożuch , Kuchickich.

Proszę o zwrócenie uwagi na ten biały budynek, dzieci do swojego "miejsca rozrywki" mieli przysłowiowe dwa kroki.
Możemy zobaczyć dwa wejścia - pierwsze 44 , drugie 46.
Z 44 odszedł tylko Stefan Reif - 10 latek. 
Mieszkali tam też Państwo Łosoś , którzy mieli obowiązek być przed 19 w domu - to ich uratowało!
Oraz Karpińscy - młodszy ich syn bawił się z kolegą w czasie wybuchu w szopie na podwórku. Mimo wszystko ludzie mówili, że byli w miejscu tragedii i nie żyją.
-Twój brat nie żyje - usłyszałem od ludzi- okazało się, że był w tej szopie- opowiada dalej dziadek.
 I chyba nie muszę już Wam przedstawiać starszego syna bo to własnie ten, który obecnie robi tyle, żeby jego wnuczka ciągle mogła się doskonalić w wiedzy o Pile.
Drugie wejście - 46- To chyba z tego miejsca jest najwięcej ofiar - Osiński , dwóch Abramowskich no i Kuchcicki, ale nie zapomnijmy o Kożuchu, który tragedie przeżył ( tak jak Skotarczyk), a zginął kilka lat temu.
Szliśmy oglądając te mieszkania, udało nam się wejść do środka 
-Barierki wciąż te same co kiedyś- mówił rozmarzonym głosem  dziadek.
Widziałam, że to dla  powrót do tamtych dni, gdy był jeszcze małym chłopcem , przyjacielem i bratem.
Cała reszta mieszkała w obrębie wybuchu i wszyscy dobrze się znali.
Idziemy dalej, gdy dziadek zagaduje do starszej Pani. Przedstawia mnie i mówi, że zajmuję się sprawą tragedii z 1958 roku.
Kobieta uśmiechnęła się i  opowiedziała o swoich wspomnieniach, o tym jak pamiętała te młode twarze, o tym jak śliczna była pogoda i o tym że po wybuchu jeszcze trzymała się z Ewą Skotarczyk.
Każdy z tamtego miejsca pamiętał tą "paskudną" historię znad Gwdy.
Pamiętał pogrzeb i te białe trumienki, całe miasto w kościele , ku tym małym roześmianym twarzyczką.
I z każdą chwilą dochodzi do mnie, że w tamtym miejscu ludzie ciągle pamiętają, że to tam ciągle żyje. I oczywiście jak wielka to była tragedia. Same przemyślenia są już w głowie kłębkiem informacji, które układają się w jedną całość.
A My jeszcze nie byliśmy w miejscu kulminacyjnym.
W miejscu w którym to się stało. W miejscu w którym skończyło się wszystko. Jeden wybuch, zniszczył marzenia, plany i zabrał uśmiech z twarzy tysięcy pilan.
I tu powinniśmy sobie uświadomić. O ilu rzeczach na co dzień nie myślimy. Przecież, gdyby rodzice wiedzieli to by ich tam nie puścili.
I tak można się zastanawiać ...co by było gdyby było... ale czy wróci to życie tym dzieciom , które odeszły w tak piękny słoneczny dzień jak np. dziś?

Szkoła podstawowa numer 5
Pilanka w innym miescie

pilanka w innym miescie

Zdjęcia : pilanka w innym mieście

pilanka w innym miescie


Adriana Jeziorska- Pilanka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz